Dla wielu historyków nie ulega żadnej wątpliwości, że 10 lutego 1945 r. Armia Czerwona zdobyła po ciężkich – dwutygodniowych walkach Elbląg. Miasto zostało zdobyte w podobny sposób jak Kołobrzeg, Wrocław czy Berlin i pewnością nie można tu mówić o jakimkolwiek wyzwoleniu, jak na przykład w odniesieniu do polskiego Lublina, Sandomierza, Krakowa, czy Włocławka.
Długotrwała i zażarta obrona Elbląga doprowadziła do setek ofiar i wielkich zniszczeń substancji miejskiej, ale jednocześnie umożliwiła tysiącom uciekinierów z Prus Wschodnich przedostanie się przez zamarznięty Zalew Wiślany w kierunku Mierzei Wiślanej i Gdańska.
Poniżej dwa cytaty naocznego świadka wydarzeń z tamtych dni.
Czwartek, 8 lutego 1945 r.
Położenie nie zmienia się. Walczy się o każdy dom. Wszyscy żołnierze obrony przeciwlotniczej zostali włączeni do walk ulicznych. Najlepiej wykazali się pomocnicy lotniskowi, a mały Schmidt unieszkodliwił 3 rosyjskie czołgi. Młodzież szturmowała domy zajęte przez Rosjan bardzo często tylko z pancerfaustem w ręku (…) „Rusek” zamykał nas coraz ciaśniej w przestrzeni Starego Miasta. Systematycznym ogniem z dział kładł wszystko pokotem. Przesuwał się coraz bardziej w kierunku centrum, do Prezydium Policji i Ratusza. Ulica Giermków została całkowicie przeorana granatami, a wszędzie leżały niewybuchy (...).
Piątek, 9 lutego 1945 r.
Od wczesnych godzin rannych rozpoczął się szturm (…) W walkach o domy stoimy „jeden za drugiego”. „Rusek” przesunął się do ul. Szpitalnej. W gęstym dymie i ogniu zabijamy niekiedy naszych kolegów. O 10,oo przyszedł rozkaz wycofania się w kierunku ul. Królewieckiej. Komendantura została przeniesiona do Gimnazjum (obecnie II LO). (…) Dziewczyna płynie z nową liną w poprzek lodowatej rzeki Elbląg. W ciemności przeprawia się reszta (…).
Trudno jest ustalić, od kiedy dzień 10 lutego zaczęto obchodzić w Elblągu jako dzień „wyzwolenia miasta”. W każdym bądź razie ta rocznica miała szczególną rangę i oprawę zwłaszcza w PRL-owskich dziejach Elbląga. Ówczesne władze mając istotne problemy z percepcją wielkiej, ale niemieckiej przeszłości miasta, uciekały się do relatywizmu historycznego, czyli zakłamywania faktów. Tak więc dla nich nie ważny był fakt, że 10 lutego 1945 r. otwierał smutny i tragiczny epizod sowiecki w powojennych dziejach Elbląga a rzeczywiste przekazanie ograbionego i zniszczonego miasta przez Sowietów władzom polskim nastąpiło kilka miesięcy później. To było działanie typowe w mentalności peerelowskiej – dla dobra wielkiej i niewzruszonej przyjaźni z ZSRR powojenną historię Polski zbudowano m.in. na kłamstwie katyńskim. Dla dobra przyjaźni polsko-radzieckiej w naszym lokalnym wymiarze zaczęto obchodzić 10 lutego, jako dzień „wyzwolenia” miasta. I nie był ważny tutaj fakt, że rdzenni mieszkańcy niemieckiego Elbląga wraz z Wehrmachtem bronili się zażarcie dwa tygodnie przed tym „wyzwoleniem”. I nie ważne było to, że nie czekając na „wyzwolicieli” - z Elbląga uciekli nawet polscy robotnicy przymusowi, a w mieście pozostało jeszcze ok. 35 tysięcy Niemców. Nie miała dla nich znaczenia okoliczność, że w Moskwie oddano salut nie za Elbląg, lecz „za zdobycie germańskiego goroda Elbing, drugiego ośrodka przemysłowego w prowincji wschodniopruskiej”, że jedna zasłużonych jednostek sowieckich z tej okazji została nazwana „elbingskaja” i że na tablicy poświęconej poległym żołnierzom sowieckim przy ulicy Agrykola stoi jak byk w języku rosyjskim „Elbing”.
Teoria o „wyzwoleniu” Elbląga została wzmocniona po roku 1975, gdy miasto uzyskało statut wojewódzki i na dzisiejszym Placu Konstytucji poświęcono tzw. Pomnik Odrodzenia. Teoria ta zyskała wówczas naukową podbudowę, zgodną z ówczesną dialektyką historyczną za sprawą K. Sobczaka i M. Tarczyńskiego - historyków z Wojskowego Instytutu Historycznego, którzy opublikowali stosowne artykuły na ten temat w Roczniku Elbląskim (tom II za r. 1963 i tom VII za r. 1976). Obligatoryjnie przyjęto więc, że Elbląg „wyzwolono”, a odrzucono zgoła prozaiczny fakt, że Armia Czerwona zdobyła to miasto w trakcie swoich operacji militarnych prowadzonych w ramach marszu na Berlin. Zakłamywanie historii w tamtych czasach przebierało niekiedy kuriozalny charakter. I żeby nie być tu gołosłownym można podeprzeć się zgoła groteskowym przykładem z historii obchodów „wyzwolenia” Elbląga. Otóż w okresie Stanu Wojennego, w dniu 10 lutego 1982 r. podczas uroczystej akademii w elbląskim teatrze szef miejscowego garnizonu tak mocno zagalopował się w temacie „wyzwalania” Elbląga, że w swoim przemówieniu podkreślił, iż „dzięki bohaterskiej Armii Czerwonej piastowski Elbląg wrócił do Polski!”
Jak więc traktować dzisiaj dzień 10 lutego? Jest to z pewnością dzień chwały Armii Czerwonej i jednocześnie dzień, który umożliwił w okresie późniejszym przekazanie zniszczonego i ograbionego Elbląga administracji polskiej.
Lech Słodownik
Materiał ukazał się na łamach Elbląskiego Wortalu Historycznego