fot. Bartłomiej Ryś
- 10-latek wydrukował materiały prasowe i pokazał nauczycielce, że święto 1 marca jednak jest. Młodzi ludzie przypominają o tym święcie, to oni pamiętają o Żołnierzach Wyklętych. Tym bardziej mnie cieszy, że mogę zaprezentować się w mieście, w którym to odbył się I Elbląski Marsz Żołnierzy Wyklętych – mówił w minioną środę Kajetan Rajski, pisarz i publicysta katolicki, który na zaproszenie stowarzyszenia Elbląscy Patrioci i posła Jerzego Wilka zaprezentował się w biurze poselskim reprezentanta Prawa i Sprawiedliwości.
Wykład był niekiedy niezwykle brutalny (zwłaszcza, kiedy 22-letni student prawa i teologii na Uniwersytecie Jagiellońskim przytaczał historię rodzin Żołnierzy Wyklętych), sarkastyczny (Rajski wielokrotnie nawiązał do mediów i dziennikarzy, którzy spłycają rolę Wyklętych) ale przede wszystkim polityczny. Redaktor naczelny kwartalnika „Wyklęci” zaznaczył, że temat Żołnierzy Wyklętych przez poprzednią ekipę rządzącą był „zsuwany na margines”. Tłumaczył, że fakt, odbywały się jakieś pomniejsze uroczystości, ba, Wyklęci od 2005 roku są regularnie pośmiertnie nagradzani, ale dopiero ostatnia zmiana rządu spowodowała, że dzień 1 marca stał się „świętem państwowym pierwszej, a nie drugiej kategorii”.
Kajetan Rajski opowiadał przede wszystkim o szczegółach dotyczących swoich dwóch książek: „Wilczęta. Rozmowy z dziećmi Żołnierzy Wyklętych” oraz „Wilczęta 2. Rozmowy z dziećmi Żołnierzy Wyklętych”. Młody publicysta w obu tomach ukazuje rozmowy z 24 synami i córkami bohaterów antykomunistycznego podziemia.
- Historia pana Józefa Niemca, syna majora Antoniego Żubryda. Ta historia, również dzięki książce „Wilczęta”, staje się coraz bardziej znana. Major Żubryd dowodził niespełna 300-osobwym oddziałem Narodowych Sił Zbrojnych na Podkarpaciu. Gdy rozpoczął formowanie swojego oddziału partyzanckiego, nastąpiło aresztowanie jego syna, mojego rozmówcy, Janusza, który wówczas miał 4 lata. Aresztowano jego babcię. UB spodziewało się, że jeżeli będą mieli takiego zakładnika, wówczas Żubryd się podda. On uczynił coś innego. Zaatakował posterunek milicji, zatrzymał 7 milicjantów, skontaktował się z UB i zagroził: jeżeli jego syn i teściowa nie zostaną zwolnieni, to tych 7 milicjantów zostanie rozstrzelanych. UB się ugięło, wypuściło zakładników. W maju 1946 UB poczuło się nieco pewniej i znowu doszło do aresztowania, tym razem 5-letniego, Janusza Żubryda. W imiennym nakazie aresztowania napisano, że ten 5-latek podejrzany jest o „współpracę z bandą Żubryda Narodowych Sił Zbrojnych”. Pan Janusz ma dziś status osoby represjonowanej. Czasami korzysta z tej legitymacji podczas przejazdów koleją. Konduktorzy chcą wiedzieć, jaka jest podstawa zniżki i żądają okazania legitymacji. Niektórzy z nich myślą, że jest ona sfałszowana. Wyobraźcie sobie Państwo, widzicie taką legitymację, rok urodzenia 1941, uprawnienia przyznane ze względu na aresztowanie polityczne od maja do października 1946. Kto aresztuje 5-latka ze względów politycznych? Z jakichkolwiek względów?
Cały wykład wręcz kipiał takimi bądź innymi historiami opowiadanymi przez Kajetana Rajskiego. Część z nich z była niezwykle brutalna, opowiadała o morderstwach Urzędu Bezpieczeństwa i o tym, że do dnia dzisiejszego nie znaleziono szczątek. Rajski wielokrotnie zaznaczył, że istnieje dziś olbrzymie gro osób, które znieważają pamięć o Żołnierzach Wyklętych. Wśród nich są dziennikarze takich gazet jak Polityka lub Gazeta Wyborcza.
- Już w 2014 roku ukazał się na łamach „Polityki” artykuł, który sugerował, że Witold Pilecki „sypał” na swoich kolegów, za wszelką cenę starał się ratować swoje życie. Historia prawdziwa jest jednak zupełnie inna. Ze źródeł historycznych wiemy, że Pilecki wziął winę wszystkich na siebie i jako jedyny spośród tej grupy został skazany na karę śmierci i wyrok wykonano. 2015 rok. Na łamach „Gazety Wyborczej” ukazał się wywiad z „autorytetem” owych środowisk – Magdaleną Tulli, gdzie dziennikarz ubolewał w jednym z pytań nad tym, że młodzieży stawia się jako wzór „Inkę” Danutę Siedzikównę, zamordowaną w wieku niespełna 18-lat. Stwierdził, że miała zmarnowane życie, zamiast bawić się i uczyć to biegała po lasach. Dziennikarz Wyborczej, nie spodziewajmy się po nim cudów. Ale odpowiedź była jeszcze bardziej zaskakująca. „Nie ma się co podniecać, że Inka ginęła ze słowami na ustach „Niech żyje Polska”. Przecież wielu zbrodniarzy niemieckich ginęło ze słowami „Heil Hitler”. Ktoś Inkę porównał do zbrodniarzy niemieckich. Zaskakujące? Nie.