Korzystając z okazji tańszych biletów w Multikinie w związku z Nocą Muzeów, postanowiłem wybrać się na pierwszy lepszy film z racji faktu, że dawno w kinie po prostu nie byłem. Szukałem czegoś lekkiego, czegoś, przy czym mógłbym się pośmiać. Trafiło, na moje nieszczęście, na film pod tytułem „Przelotni Kochankowie”.
Tytułem wstępu: ten film to gniot, jakich mało. Jeżeli ktokolwiek z naszych Czytelników ma chęć przeczytać, jak niżej podpisany męczył się w kinie prawie półtorej godziny – zapraszam serdecznie do lektury, mam nadzieję, że nie męczącej ;)
Akcja filmu rozgrywa się na pokładzie samolotu kierującego się do Meksyku. Niestety, ze względu na fakt, iż podczas startu jeden z pracowników obsługi (Antonio Banderas) jest bardziej zainteresowany swoją żoną niźli pracą po starcie, samolot ma problemy z podwoziem. Nie opuszcza w ogóle przestrzeni hiszpańskiej i lata wkoło, szukając odpowiedniego lotniska, na którym mógłby awaryjnie wylądować. Pasażerowie oraz stewardessy klasy ekonomicznej udało się uśpić, natomiast w klasie biznes wszyscy dość szybko orientują się, że są w sytuacji awaryjnej i właśnie ten lot może być ostatnim w ich życiu. Prowadzi to do pijaństwa, narkotyków oraz seksu, zarówno wśród pasażerów, jak i stewardów (którzy nota bene są gejami).
Gatunek: komedia. To właśnie ten wpis widniejący przy opisach filmu jest najśmieszniejszym elementem tej produkcji. Akcja toczy się ślamazarnie, nudno, po pierwszych 15-20 minutach widz ma chęć opuścić salę. Myśląc, że jeszcze będę miał okazję się pośmiać, zostałem w kinie. Teraz zadaję sobie pytanie dlaczego nie posłuchałem głosu rozsądku i nie wyszedłem właśnie w początkowej fazie filmu? Żeby zachować choć trochę obiektywizmu, muszę przyznać, że w filmie występuje jedna, jedyna scena, kiedy widz może… hmm… chciałem napisać zaśmiać się, ale to za duże słowo. Pozostańmy może przy „parsknąć pod nosem”. Cała reszta to dno i metr mułu. Czy reżyser chciał ratować film lekkimi scenami erotycznymi? Kiedy jedna z bohaterek postawia stracić dziewictwo z przypadkowym pasażerem z klasy ekonomicznej, poczułem wstręt i obrzydzenie. Było to po prostu słabe. Być może nie odnalazłem ukrytej głębi w tej produkcji. W recenzjach internetowych możemy doszukać się określenia, iż film świetnie pokazuje kryzys gospodarczy w Hiszpanii. Przykro mi, najwidoczniej mam złe podejście, lub jestem niedoinformowany na temat tego, co dzieje się w Hiszpanii.
Jako widz udający się na lekką komedię, oczekiwałem dobrych dialogów z humorem i dobrze wyreżyserowaną grą aktorską. Niestety przeliczyłem się.
Radzę omijać „Przelotnych kochanków”, jeżeli idziecie z dziewczyną na pierwszą randkę do kina. Po tym filmie Wasza luba może poczuć nagłą niechęć spotykania się z Wami.